Kasza gryczana z soczewicowym sosem czyli o nietrwałości

#zostanwdomu #gotujewdomu

Często zastanawiam się na tym, czy szczęśliwy jest człowiek, który za wszelką cenę próbuje zatrzymać czas, czy też taki co płynie z prądem życia, podziwiając widoki wokół? Nic nie jest wieczne, nasze ciała, nasze związki, po prostu nic. Nawet gdy jesteśmy ze sobą do końca i tak rozdzieli nas to co ostateczne.

Powyższy akapit dla jednych z Was będzie przygnębiającym innym zaś wyda się po prostu rzeczowym stwierdzeniem faktu. Uważam, że najlepiej stać mocno na ziemi, zdawać sobie sprawę z przemijalności rzeczy, żyć chwilą, ale jednocześnie myśleć i podejmować decyzje z dużym wyprzedzeniem zachowując uważność wobec sytuacji i świata wokół. Myślmy z wyprzedzeniem o naszym zdrowiu, o konsekwencjach naszych decyzji. Jednak, jeżeli zaczynamy coś tracić i nie jesteśmy w stanie w żaden sposób zmienić naszej sytuacji pogódźmy się z myślą, że „nic nie jest trwałe”, a dopóki możemy wykorzystujmy czas, który mamy dla dobra i pożytku innych.

Nasze życie przeważnie składa się z sytuacji, które uważamy za niefortunne. Ja takie wydarzenia traktuję jako lekcje, sprawdzenie samej siebie, na ile jestem silna by przejść przez to z podniesioną głową. Kiedy świat wali mi się na głowę myślę sobie, aha, tak wygląda owa sytuacja, tak właśnie czują się ci, którzy przeszli przez podobne historie. Dzięki temu kiedy chmury odpłyną, wiem lepiej jak pomagać innym. Moje niezmienne od wielu lat motto to: „Rozwój pojawia się poza strefą komfortu”.

Rozwijajcie się dlatego, i wykorzystujcie to co macie zgromadzone wokół siebie, a to co kupiliście szanujcie i używajcie. Sypkie produkty żywnościowe, choć mają długie terminy ważności, też kiedyś przeterminują się, a nawet mogą wcześniej zostać pożarte przez niewinne mole.

Skoro już w ramach akcji #zostanwdomu wykupiliście ze sklepów całą soczewicę i kaszę, nie chciałabym aby te Wasze zapasy przyczyniły się do powiększenia populacji tych latających istot. Zamiast tego proponuję przygotowanie cudnego, wegańskiego, pożywnego posiłku dla rodziny.

Kasza gryczana z soczewicowym sosem

Soczewicowy sos, daje nieskończone możliwości improwizacji, w zależności od nastroju, preferencji, czy lodówkowych zapasów. Gotuję go bardzo często, bo przygotowanie jest szybkie, łatwe i przyjemne.

składniki

  • 1 opakowanie (400g) suchej soczewicy, zielonej lub brązowej
  • 1 duża cebula, posiekana w kostkę
  • 1 lub 2 ząbki czosnku, posiekany
  • 1 świeża papryczka chilli, drobno posiekana lub suszone chilli (opcjonalnie)
  • 2 szklanki wody lub wywaru z warzyw
  • suszone grzyby duża garść (opcjonalnie), drobno pokrojone
  • 6-8 połówek suszonych pomidorów (opcjonalnie)
  • garść listków rukoli
  • oliwa extra vergine
  • sól, pieprz

W zależności od tego jak zakonserwowane są suszone pomidory, proponuję różne sposoby ich przygotowania. Suszone pomidory z zalewy wystarczy tylko pokroić w paski. Pomidory suche, najlepiej zalać na 5 minut wrzątkiem, a następnie kroimy na paski.

W sporym garnku, soczewica podczas gotowania znacznie powiększa swoją objętość, rozgrzewam kilka łyżek oliwy, wrzucam papryczkę chilli, po chwili cebulę, a następnie czosnek. Podsmażam chwilę aż do lekkiego zbrązowienia i wrzucam soczewicę, suche (tak!) grzyby, pomidory, mieszam i dodaję wywar lub po prostu wodę jeśli nie mam aktualnie wywaru. Zmniejszam ogień na najmniejszy i gotuję przez 30-45 minut, do dość znacznego rozgotowania soczewicy. Może się zdarzyć, że soczewica „wciągnie” cały wywar/wodę, a jest jeszcze niewystarczająco ugotowana, wtedy dolewam, w miarę potrzeby, po pół szklanki wody/wywaru. Na koniec, po ugotowaniu soczewicy jeszcze sól i pieprz do smaku, i zajadam z kaszą gryczaną i świeżą rukolą, bo te smaki najlepiej do siebie pasują.

Taki sosik to baza. Można do duszenia dorzucić marchewkę, cukinię, czy to, na co ktoś akurat ma fantazję.

Zastanawiałam się czy wszyscy wiedzą jak ugotować kaszę gryczaną, no oczywiście, że nie workową. Przyznam się, że jeżeli nie uda mi się kupić sypanej kaszy gryczanej, to rozdzieram worki z suchą kaszą i gotuję tradycyjnie.

Jak ugotować kaszę gryczaną?

proporcje na 1 obiad dla trzech osób, lub czterech naprawdę mało głodnych

  • kubek suchej kaszy gryczanej palonej lub niepalonej
  • 1,5 kubka wrzątku
  • pół łyżeczki soli
  • łyżka oliwy (opcjonalnie)
ostatnia w sklepie kasza gryczana, wysypana z worków i ugotowana tradycyjnie

(Przyznam się bez bicia, nie płuczę kaszy przed gotowaniem.) Do garnuszka wsypuję kaszę, zalewam wrzątkiem i stawiam odkryty na dużym gazie, solę, opcjonalnie dolewam oliwę. Garnuszek pozostawiam odkryty, aż woda wygotuje się do poziomu kaszy, potem przykrywam i zmniejszam ogień do minimalnego. Jeszcze kilka minut i gotowa. Czuwaj!

Życzę udanych rodzinnych obiadów!

I pamiętajcie #zostanwdomu

#zostanwdomu

Każda sytuacja, która pojawia się w naszym życiu jest na tyle otwarta, że stwarza nam szereg nieograniczonych możliwości. To od nas zależy co z nią zrobimy i jak ją wykorzystamy. Często niekorzystne przeżycia mogą otworzyć przestrzeń wokół nas i wiele wydarzeń ma szanse pojawić się w naszym życiu. Nie bójmy się zmian, są one naturalne, bo nic nie jest trwałe.

Proponuję abyście #zostanwdomu wykorzystali na wyciszenie, powrót do świata analogowego, realizację odkładanych na później pomysłów, zadbanie o ukochanych, wspólne gotowanie, naukę języka czy szydełkowania, modlitwę, medytację, uporządkowanie spraw dowolnych. A może uspokojenie i oderwanie się od codziennej gonitwy stanie się Waszym nawykiem, czego z całego serca Wam życzę.

rozsada pomidorów z własnoręcznie zebranych nasionek

To przymusowe, a może lepiej dobrowolne domowe, dla dobra nas wszystkich, odizolowanie postanowiłam wykorzystać na sprawy zawsze odkładane. Sadzonki, przygotowywane po raz kolejny, doczekały się dzięki temu na swoje portrety. Jak myślicie będą zadowolone z takich pamiątek z młodości? 😉

A tak, bo już najwyższy czas na sadzonki pomidorów. Które właśnie zaczęłam rozsadzać do samodzielnych doniczek. Więcej o moich doświadczeniach z uprawą pomidorów w latach poprzednich –> tutaj (klik) i tutaj (klik).

sadzonki pomidorów

W kolejce czeka jeszcze wysprzątanie szafek, nauka włoskiego (w sieci jest wiele bezpłatnych apek na telefony), zrobienie kilku kolaży, odkładane sesje foto, przygotowanie kilku postów kulinarnych… Och plany, plany, plany. Jak coś się uda, jak nie to trudno, może jak będę na emeryturze.

Dbajcie o siebie. Zdrówka życzę. Ściskam ciepło. Czuwaj!

I pamiętajcie #zostanwdomu !!!

Uprawa marchewek na balkonie

Pojemnikowa marchew odmiany Mercado de Paris. Uprawa z lat poprzednich.

Fajne takie marcheweczki, prawda? I jak łatwo można je samemu uprawiać. Wystarczy skrzynka, ziemia, nasiona, no i oczywiście słońce i woda. To ostatni dzwonek, żeby jeszcze w tym roku zdążyć z siewem.

Napiszę Wam dzisiaj jak od wielu lat uprawiam takie cudeńka w balkonowych pojemnikach. Po wieloletnich testach sprawdziłam, że w balkonowej uprawie pojemnikowej najlepiej sprawdza się krótka, ale pękata odmiana Mercado de Paris. Zwykłe odmiany, które mają długie korzenie, żeby osiągnęły przyzwoitą grubość, potrzebują znacznie głębszych pojemników od tradycyjnych skrzynek balkonowych.

Mercado de Paris w poprzednich latach, tym razem w drewnianej skrzynce.

Siew.

Wystarczy dość płaski pojemnik z pokrywką, np. taki po jedzeniu na wynos. Napełniam ziemią kompostową do 3/4 wysokości, równomiernie rozsypuję nasionka i opruszam je cienką warstwą ziemi, tak by były przykryte. Następnie porządnie zwilżam za pomocą spryskiwacza i kładę pokrywkę (nie przyciskając) i stawiam w ciepłym miejscu. Tworzę w ten sposób mini szklarenkę z lekką wentylacją – marcheweczki szybciej wykiełkują – będą miały ciepło i wilgotno.

Siewki gotowe do sadzenia.

Ziemia w pojemniku powinna być cały czas wilgotna, i w razie potrzeby powtarzam spryskiwanie.

Po kilku dniach, najwyżej po tygodniu, powinny zacząć kiełkować roślinki. Niech sobie rosną do wielkości takiej jak na zdjęciach – kiedy oprócz liścieni (liści zarodkowych) pojawi się chociaż jeden normalny listek.

Przesadzanie

Siewki delikatnie podważam za pomocą pikownika (patyczek o stożkowym kształcie) i wyciągam po jednym z pudełka, robię głęboki otworek w skrzynce i delikatnie przesadzam do ziemi, pomagając sobie narzędziem.

Sadzenie siewki do skrzynki za pomocą pikownika.

Siewki mają długie korzonki i najlepiej zrobić większą dziurkę, by przy wkładaniu korzonki na zawinęły się. Potem ostrożnie zasypuję otworek i lekko dociskam ziemię wokół roślinki.

Marcheweczki sadzę w odległości około 4 – 5 cm od siebie.

Skrzynka z siewkami.
Moje marchewkowe pole AD 2019

Pielęgnacja

Skrzynki stawiam w słonecznym miejscu i dbam o to by ziemia była wilgotna. W bardzo ciepłych okresach oznacza to czasem, że podlewać trzeba nawet dwa razy dziennie. Nawozić najlepiej naturalnie (tutaj kilka moich wpisów jak sama przygotowuję takie nawozy –> link ).

Marchewki zbieram wtedy, gdy uznam, że już odpowiednio wyrosły 😉 (tj. kiedy mają średnicę 3 – 4 cm) i zajadam jak rzodkiewki, albo wrzucam do zupy itd.

Narzędzia, ziemia, skrzynki itp.

Ziemia – najlepsza kompostowa, lekka. Czasem można kupić ziemię kompostową BIO. Uważajcie na ziemię do uprawy warzyw z dodatkiem nawozów sztucznych (ma chemiczny zapach i kolorowe grudki nawozu). Raz się nacięłam i teraz taką omijam z daleka.

Każdy ogrodnik ma swoje metody – ja do uprawy marchewek używam 40 cm skrzynek balkonowych z podstawkami (przydatne, żeby woda nie ściekała przy podlewaniu). Po kupieniu warto sprawdzić, czy skrzynki mają już dziurki w dnie, jeżeli nie, a tak jest najczęściej, drobić przynajmniej dwie dziurki do odprowadzania nadmiaru wody.

Do przesadzania, pikowania używam najczęściej takich mini narzędzi. Jak widać na fotce są już wiekowe i sfatygowane 😉 ale bardzo pomocne.

Od lewej: mini łopatka do przesadzania większych roślinek, np. większych pomidorów; na środku: pikownik bardzo pomocny przy malutkich siewkach; po prawej: druga mini łopatka, którą niedawno kupiłam w sklepie typu „szydło, mydło i powidło”.

Powodzenia w marchewkowej uprawie. Chętnie poznam Wasze doświadczenia w balkonowych uprawach. Czuwaj!

Imbir na parapecie – domowa uprawa

Imbir to kłącze – to oczywiste. Rośnie w egzotycznych krajach, ale w naszych krajowych warunkach też można go uprawiać na małą, domową skalę.

mój własny, domowy imbir

Znam wiele osób, które podobnie jak ja chciałyby jeść jak najwięcej owoców i warzyw z własnych upraw. W warunkach miejskich można jedynie pomarzyć o takich luksusach, albo można powolutku, po kroczku zacząć realizować pomysły na miejską farmę, i w dodatku egzotyczną.

Teraz, zimową, przeziębieniową porą kiedy sezon mamy imbirowy, dość często kupiony w sklepie imbir, zanim zostanie skonsumowany, zaczyna wypuszczać coś zielonego. To może być początek bardzo pięknej, rolniczej przygody dla cierpliwych. Do napisania tego tekstu skłoniły mnie częste wypytywania ze strony biurowych koleżanek – co zrobić z takim delikwentem? Wyrzucić, nie wyrzucić, no tak jeśli nie to co dalej? Posiadam już kilkuletnie doświadczenie w parapetowej uprawie imbiru i podzielę się moimi obserwacjami w tej kwestii.

Nie wyrzucać imbiru co posiada kiełek, czyli zieloną wypustkę!

przygotowując ten wpis bez trudu kupiłam skiełkowany imbir – za 1,33 zł
(choć pewnie przepłaciłam – w takim stanie powinien być za darmo )

Sadzenie imbiru

Jeżeli kiełek ma około 1 cm długości spokojnie możemy zasadzić go do doniczki (jeżeli widzimy, że kiełek dopiero zaczyna się wykluwać potrzymajmy go przez jakiś czas w płaskim naczynku tak aby kłącze leżało zanurzone do 1/3 w wodzie).

możemy wcześniej namoczyć kłącza

Potrzebujemy:

  • płaską, sporą doniczkę (imbir będzie potrzebował miejsca, by mógł się rozrosnąć, np. w doniczce o średnicy 20 cm możemy zasadzić 2-3 nieduże kawałki z kiełkami, ważne jest by doniczka była płaska – dopiero w takiej do kilku razowych próbach imbir zaczął mi rosnąć)
  • lekką, przepuszczalną ziemię
  • podstawkę pod doniczkę, na tyle dużą by można było wlać sporo wody.

Imbirowe kłącze sadzimy płytko pod powierzchnią ziemi i nalewamy wodę do podstawki doniczki.

Pielęgnacja roślinek

Pielęgnacja imbirowej roślinki nie jest skomplikowana. Po pierwsze i najważniejsze – podlewanie, a precyzyjniej nawadnianie. Imbir lubi jak jest wilgotno, stąd potrzebujemy podstawki na wodę, zauważyłam, że podlewany do ziemi imbir nie rośnie, ale marnieje, kiedy natomiast nawadniamy do wlewając wodę do podstawki rozrasta się w najlepsze. Wodę uzupełniamy jak cała zostanie wchłonięta i tak w nieskończoność.

Imbir lubi ciepło – roślinka świetnie sobie daje radę stojąc na parapecie południowego okna, nawet w największe letnie upały – cały czas pamiętamy o wodzie.

imbir sadzimy płytko pod powierzchnią,
tak aby kiełki trochę wystawały ponad powierzchnię
trzy kłącza w doniczce o średnicy 20 cm – dzień 0

Imbir nie lubi jak go wystawiać na dwór. Latem kiedy chciałam dogodzić moim domowym roślinkom stawiając je na zewnątrz, moja imbirowa roślinka jakoś tego nie lubiła – wolała gorąc w mieszkaniu – no cóż trzeba uszanować inność.

Nasza roślina może osiągnąć różną wysokość – im doniczka jest szersza tym roślina wyższa i odwrotnie. Mój, znaczy jej, tej roślinki, rekord wysokości to 1,5 m.

Zbiór

Kłącze w naszych warunkach rozrasta się dość powoli. Moje uprawy po mniej więcej półtora roku wypełniły doniczkę. A kiedy jest czas na zbiory? Zauważyłam, że łodygi po właśnie półtora roku od momentu zasadzenia powoli wszystkie zaczęły usychać (to była późna jesień) – wtedy okazało się, że kłącza osiągnęły zadowalającą grubość, chociaż daleko im do grubości imbirów kupowanych w sklepach. Mi to jednak nie przeszkadza.

Kłącza wykopujemy, porządnie płuczemy, część możemy zostawić sobie do dalszej uprawy, i zabawa może zacząć się od nowa.

Może się również zdarzyć, że łodygi nie zaczną usychać. Jeżeli widzimy, że kłącza wypełniają całą doniczkę, można je po kawałku odkopywać i obrywać, a roślina będzie sobie dalej rosła.

Życzę powodzenia w waszych uprawowych eksperymentach. Czuwaj!

moje imbirowe zbiory

więcej o imbirze: https://pl.wikipedia.org/wiki/Imbir

Dzisiaj PAMIĘTAMY!

„… Warszawa rzuciła swe dzieci,

po jutra wolnego nadzieję…”

(Edward Eugeniusz Chudzyński „Edward”)

2018-08-01-15-51-18

 

Dzisiaj skromnie tekstowo, ale PAMIĘTAM i słucham pięknej muzyki, którą co roku wydaje Muzeum Powstania Warszawskiego.

Pamiętajcie też o wysłaniu kartki do Powstańców.

PS. Nawiasem mówiąc, słucham tych płyt nie tylko dzisiaj, ale przez cały rok, a tegoroczna edycja  F O G G  jest arcyfascynująca.

Warszawo

PAMIĘTAMY!

 

 

Fermentowany Sok Roślinny – genialny nawóz dla ogrodnika

ferment

Poprzedni wpis o naturalnych nawozach traktował o gnojówce roślinnej. Niestety jest ona dość drastycznym środkiem, przede wszystkim z uwagi na zapach. Dzisiaj przedstawię Wam inne rozwiązanie, dla miejskich, i nie tylko, ogrodników. Jest równie wartościowy, o przyjemnym zapachu, ale ma swoje ograniczenia.

Fermentowany Sok Roślinny (ang. Fermented Plant Juice), bo to właśnie o tym napiszę, to popularny, naturalny nawóz wśród ogrodników stosujących metody Koreańskiego Naturalnego Rolnictwa (Korean Natural Farming). Konkretnie, jest to to fermentowany ekstrakt z roślin, który ma wygląd i konsystencję syropu. Przygotowując Fermentowany Sok Roślinny wyciągamy z roślin wszystkie wartościowe składniki, które mądry ogrodnik chciałby dostarczyć swoim uprawom. Gotowy Fermentowany Sok Roślinny, w skrócie FSR zawiera: bakterie kwasu mlekowego, dobre drożdże, minerały, witaminy, aminokwasy, substancje obronne, fitohormony.

Rośliny podczas całego okresu wegetatywnego wykorzystują i produkują różnego rodzaju substancje chemiczne, fitohormony, witaminy. Ich poziomy różnią się też w zależności od warunków atmosferycznych, a nawet pory dnia. Na powierzchni liści gromadzą się pozytywne drożdże i bakterie kwasu mlekowego. W pączkach roślinnych i listkach w intensywnej fazie wzrostu znajdują się fitohormony zwane  giberelinami – regulatory wzrostu i rozwoju rośliny, wywołują podziały komórkowe, wydłużanie się komórek, przyspieszają kwitnienie, wpływają na gwałtowny wzrost łodygi, hamują procesy starzenia się organów roślinnych. Najwięcej fitohormonów w pączkach – strefach wzrostu, roślina gromadzi wtedy kiedy rośnie, czyli w ostatniej fazie nocy. Kiedy wstaje dzień rozpoczyna się proces fotosyntezy i gromadzenia zapasów w dolnych częściach roślin. Dlatego ważne jest by zebrać części, z których przygotujemy FSR

Przy krótkim, polskim okresie wegetatywnym i intensywnej uprawie warto wykorzystać te naturalne siły drzemiące w najmocniejszych i najbardziej ekspansywnych roślinach.

oregano z ogrodka

Oregano rozrasta się błyskawicznie, dlatego wybrałam je do zrobienia Fermentowanego Soku Roślinnego

Te wszystkie pozytywne substancje wyciągniemy z naszych roślin bazowych wykorzystując zjawisko ciśnienia osmotycznego, wynikającego z występowania różnicy stężeń związków chemicznych, czyli od dużego do małego. Następnie proces fermentacji wywołany namnażaniem się bakterii kwasu mlekowego, przekształca sok w łatwo przyswajalny ekstrakt.

sok oregano

Potrzebne będą szklane lub ceramiczne naczynia.

Przygotowanie FSR, pomimo całej naukowej teorii, jest niezwykle proste. Wystarczy spełnić podstawowe założenia i gotowe.

  1. Znajdujemy odpowiednie rośliny – pełne ogromnych sił witalnych, szybko rosnące, odporne na niekorzystne warunki pogodowe; mogą być chwasty. Najbardziej popularne dla naszego klimatu są: żywokost, pokrzywa, mięta, wilki pomidorów, oregano, mniszek lekarski. Możemy wykorzystać każdą wysoce witalną roślinę, pnącze, drzewo, krzew. Podstawową zasadą jest wykorzystywanie tych roślin, które w danym klimacie najlepiej rosną, i tak w tropikach będzie wykorzystywany bambus, czy kwiaty bananowca.
  2. Na raz przygotowujemy sok tylko z jednego rodzaju roślin.
  3. Przygotowujemy miskę i słój – szklany, ceramiczny, kamionkowy. Przyda się też sitko.
  4. Przygotowujemy brązowy cukier trzcinowy.
  5. Wstajemy wcześnie rano, najlepiej tuż przez wschodem słońca (mnie nigdy się to nie udało, zbiór staram się zrobić najwcześniej jak mogę).
  6. Zbieramy rośliny suche, jeżeli padał deszcz odczekujemy dwa, trzy dni.
  7. Roślin po zbiorze nie myjemy, i rozpoczynamy przygotowanie zaraz po zbiorze.

oregano z cukremmieszam oregano z cukrem

fot: powoli mieszam zioła z cukrem trzcinowym

Materiał roślinny:

Zbieramy czubki roślin, tam gdzie najszybciej rosną, zdrowe, niezdrewniałe, z dwoma trzema parami młodych liści lub pączki kwiatowe.

Rozdrabniamy rośliny na kawałki 3-4 cm, ważymy  i wkładamy do szklanej miski. Wsypujemy, następnie, cukier trzcinowy w ilości 50% wagi roślin, czyli jeżeli mamy 500g roślin, dajemy 250 g brązowego cukru trzcinowego. Delikatnie mieszamy, kilka, a nawet kilkanaście minut, tak aby cukier pokrył wszystkie powierzchnie roślin. Po chwili mieszania, nasze roślinki zaczną puszczać sok – to cukier wyciągać będzie wszystkie enzymy, hormony, minerały itp, wykorzystując ciśnienie osmotyczne. Dokładnie wymieszane z cukrem rośliny przekładamy do szklanego słoja, tak aby zostawić około 3/4 – 2/3 wolnej przestrzeni. Ugniatamy mieszankę, i obciążamy kamieniem, albo innym mniejszym słoikiem wypełnionym wodą. przykrywamy ręcznikiem papierowym i nakładamy gumkę recepturkę.

oregano do sloika

Rośliny z cukrem, wkładam do słoika i mocno ubijam.

Inną metodą jest po miks roślinno-cukrowy przykryć grubym kożuchem cukru, ale sprawdziwszy tę metodę wydaje mi się, że to gorsza metoda, bo nasze rośliny, w porównaniu np. do kwiatów bananowca, nie magazynują w sobie tyle wody mniej wody.

sypiemy cukier

Kożuch z cukru. Sypiemy warstwę i mocno ubijamy. Z naszymi roślinam, nie polecam.

Teraz do działania przystępują bakterie kwasu mlekowego.

Słój, następnie stawiamy w spokojnym, dość ciemnym, ciepłym miejscu, z dala od promieni słonecznych. Po dwóch dniach zdejmujemy obciążenie, i ponownie ostawiamy przykryty słój. Po kolejnych 2-3 dniach, sok powinien być gotowy, powinien pojawić się lekko alkoholowy zapach. Wtedy zlewamy wytworzony sok – przecedzamy przez sitko, wyciskając płyn do ostatniej kropelki.

oregano cukier sloik

Można zrobić kożuch z cukru, ale w naszym klimacie za bardzo wysusza cały proces. Lepiej obciążyć kamieniem lub mniejszym słoikiem napełnionym wodą.

Trzeba teraz sok ustabilizować, żeby zatrzymać fermentację: do płynu dodajemy taką samą objętość cukru i mieszamy aż cukier rozpuści się.

Teraz nasz Fermentowany Sok Roślinny może stać w lekko zakręconym słoiku, nawet rok, bez lodówki.

Takim nawozem możemy podlewać uprawy np. raz w tygodniu w rozcieńczeniu od 1:500, na początku sezonu, do 1:1000, pod koniec sezonu. Można też stosować jako oprysk, ale nie w wilgotnych i deszczowych okresach – może spowodować pojawienie się grzyba i pleśni.

fermentowany sok roslinny

Nastawiony fermentowany sok roślinny z ogórecznika, a w tle od góry z mięty i oregano.

 

 

Źródła:

https://cgnf-hawaii.org/

http://www.wikipedia.pl

1. sierpnia

Dzisiaj o 17 znowu pojawiły się łzy wzruszenia. Może i jestem tego Dnia patetyczna, ale Warszawa to moje ukochane, rodzinne miasto i wcale się tego nie wstydzę.

Ze wszystkich historycznych dat ten Dzień jest dla mnie najważniejszy. Cieszyło mnie dzisiaj to, że o godzinie W, w mojej oddalonej od Centrum dzielnicy, około 200, a może 300 osób przyszło na groby Powstańców, by tam wspólnie oddać cześć Bohaterom Warszawy.

Tych co przeżyli te straszne dni jest coraz mniej. Warto dlatego zapisać ich życiorysy, przelać na papier ich historie.

Dziś, 1 sierpnia, w 73. rocznicę Powstania Warszawskiego czytam, wydaną w tym roku, kolejną książkę Małgorzaty Czerwińskiej-Buczek „Nasza Powstańcza Młodość. Rozmowy z bohaterami Polski Podziemnej” – historie harcerzy, żołnierzy Powstania Warszawskiego, dla których poświęcenie i honor, to nie były puste słowa, tylko konkretne decyzje. Język książki trochę surowy, szorstki, ale to zapis wspomnień bohaterów. Nie ważne są tu piękne figury językowe, ważne są fakty i uczucia. Czytam teraz te strony ze wzruszeniem, a wieczorem, pojadę na Wspólne Śpiewanie Pieśni Powstańczych.

Warszawo ma! #PAMIĘTAMY! CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM!

powstanie warszawskie

 

 

Ogródek na miejskim tarasie – czerwiec

Wspomnienie ogrodowego czerwca w fotografiach:

miejsckie poziomki

bocwina w donicy

Boćwina – burak liściowy w donicy

tymianek

tymianek w donicy

cukinia kwiat

cukinia w czapce 😉

fasolka mamut

obietnica fasolki mamut – mojej ulubionej

goji w miescie

kwiaty goji

jagoda kamczacka

jagoda kamczacka – rok do roku coraz więcej owoców

kwiaty i pomidory

pomidorki in spe i kwiaty

lawenda miejska

lawenda kwitnie

miejskie ogorki

ogórki mam po raz pierwszy – w donicy pięknie rosną

wiciokrzew

i wiciokrzew ukochany przez owady

Roślinna gnojówka, jak zrobić naturalny nawóz

Roślinna gnojówka jest kolejnym sposobem taniego, ekologicznego nawożenia warzyw i owoców. (Inne, wcześniej opisane przeze mnie nawozy to fusy z kawy, skorupki jajek i skórki z bananów.)

Gnojówka, to po prostu przefermentowane w wodzie fragmenty roślin, które podczas tego procesu chemicznego przekazują substancje i składniki, które same zawierają.  Gnojówka roślinna od dawna stosowana jest w rolnictwie i ogrodnictwie, do nawożenia i ochrony roślin.

gnojowka roslinna

kilkudniowa bąblująca gnojówka roślinna

Gnojówka roślinna to dobry potasowo-azotowy nawóz.

Do czego stosujemy gnojówkę? To ochrona m.in. przeciwko mszycom, pędrakom, połyśnicy marchwiance (gnojówka z czosnku) i chorobom roślin (zarazie ziemniaczanej, chorobom grzybowym), oraz nawóz warzyw, które, żeby dobrze owocować, potrzebują wiele substancji odżywczych. Polecana jest do roślin „żarłocznych”, takich jak dynie, cukinie, kabaczki, rośliny kapustne, pomidory, seler, ziemniaki. Nie powinno się zasilać tym nawozem warzyw mało wymagających, takich jak fasolka i inne motylkowe, gdyż te rośliny same sobie asymilują azot z atmosfery. Opryski gnojówką pomagają w naszej nieustannej walce z mszycami, przędziorkami, chorobami grzybowymi (tutaj szczególnie polecana jest gnojówka z dużą zawartością czosnku i cebuli lub żywokostu, czy wrotycza). Na mączniaka prawdziwego przygotujmy ją ze skrzypu polnego,

Gnojówkę  możemy robić z wszelkich roślin, zarówno z jednej, jak i z mieszanki. Najpopularniejsze są: pokrzywa, mniszek lekarski, skrzyp polny, żywokost, rumianek, tasznik, wrotycz, gwiazdnica, zdrowe liście pomidora itd. Pamiętajmy jednak, żeby nie robić nawozu z roślin przekwitniętych, z wytworzonymi nasionami. Można w ten sposób łatwo rozsiać „chwasty” po ogródku.

rosliny do gnojowki

W mojej gnojówce znalazło się to co akurat było pod ręką, ale same wartościowe zioła: trochę pokrzywy, bluszczyk kurdybanek, gwiazdnica, babka lekarska, mniszek lekarski, koniczyna, i inne

W niektórych portalach dla rolników ekologicznych, znalazłam informację, że gnojówka ma ogólnie małą zawartość wartości odżywczych. Myślę, że trochę w tym racji, bo sam proces takiej fermentacji tlenowej, może niszczyć część enzymów i hormonów, które chcielibyśmy wykorzystać. Wartość odżywczą można podwyższyć dodając trochę (łopatka na wiadro) dojrzałego kompostu, lub mączki skalnej np. bazaltowej.

Jedynym problemem z nastawianiem i używaniem gnojówki w mieście – na balkonach i tarasach jest jej uciążliwy zapach, zarówno dla nas jak i dla sąsiadów. Jak na gnojówkę przystało odór jest,  i to bardzo trwały. Jeżeli przypadkowo nasza skóra zetknie się z nastawioną miksturą, zapach pozostanie na długi czas, pomimo mycia i szorowania. Do złagodzenia nieprzyjemnego zapachu używa się mączki bazaltowej (czego sama nie nieprzetestowałam), ewentualnie EMy (ostatnio dodałam, ale coś nie działało, może moje mikroorganizmy trochę za leniwe).

roslinna gnojowka

rośliny, plastikowy pojemnik i woda, tylko tyle

Przygotowanie gnojówki jest niezmiernie proste.

Potrzebujemy

roślin (często polecana proporcja to 1 kg masy roślinnej na 10 l wody)

plastikowe wiadro z niezbyt przylegającą pokrywką

kijek lub plastikowy patyk do mieszania

wodę

Nakładamy pełne wiadro roślin, z których chcemy zrobić nawóz. Jeżeli mamy mniej zieleniny, nakładamy tyle, ile mamy, mikstura będzie po prostu nieco słabsza, lub będzie jej mniej. Następnie zalewamy wodą tak, aby wszystkie rośliny były przykryte. Kładziemy na wiadro pokrywkę lub inne coś, co osłoni przed nieproszonymi gośćmi w postaci owadów i innych tego typu osobników, i deszczówką. Teraz mieszamy codziennie, po prostu gnojówkę dotleniamy, i tak przez około 1-2 tygodnie, aż dziewczyna przestanie się pienić i cuchnąć. I, gotowa. Przecedzamy, by pozbyć się ewentualnych nasion, najlepiej przez gazę, ścierkę lub coś takiego, a to co zostanie stałego możemy wrzucić na kompost. Nawóz możemy zlać do butelki, ale mocno nie dokręcać, będzie bały czas pracował, powoli, ale jednak.

Stosowanie i roztwory:

1:10 – podlewanie, raz na dwa tygodnie

1:20 – opryski, w razie potrzeby; należy unikać oprysków w słoneczny dzień

Gotową gnojówkę można stosować do 2 miesięcy.

 

Powodzenia w uprawie!

 

 

Uprawa pomidorów – obrywanie liści i wilków – podstawowe zabiegi pielęgnacyjne

IMG_1884Pielęgnacja krzaków pomidorów to nie tylko podlewanie i zasilanie nawozami, gnojówkami, kompostem. Podczas uprawy pomidorów na balkonie, tarasie lub po prostu w ziemi musimy pamiętać o usuwaniu przyrostów, które pojawiają się z czasem kiedy roślina staje się większa, pomiędzy liśćmi a łodygą. Są to tzw. wilki.

Krzaki pomidorów coraz większe, pierwsze zawiązki owoców już się pojawiły. Przypomnę kilka wskazówek jak przez cały okres wegetacji pielęgnować rośliny aby były zdrowe i dawały satysfakcjonujące nas plony, bo czyż nie jest rozczarowujące dla miejskiego ogrodnika gdy nasz krzaczek rodzi, przez cały sezon, jeden lub dwa pomidory.

Obrywanie wilków i liści

Podczas okresu wzrostu rośliny w miejscu skąd z łodygi wyrasta liść, pojawia się przyrost, zwany wilkiem, wyglądający jak mała, nowa gałązka. Te przyrosty najlepiej obrywać, palcami lub nożyczkami, kiedy są malutkie. Usuwanie dużych wilków, powoduje pozostawienie dużej rany na roślinie, przez którą mogą wniknąć chorobotwórcze mikroorganizmy, ale jeżeli używacie EMy, to nie powinno stanowić problemu.

wilki pomidorow

Wilki pozostawione na krzakach wyciągają soki, które nie trafią do kwiatów i owoców – będzie ich mniej i będą mniej dorodne. Usunięte wilki, kiedy mają minimalnie 10 cm, można wsadzić do ziemi, gdzie ukorzenią się, tworząc nową roślinę, jeżeli ziemia będzie wystarczająco wilgotna.

Podobnie z nadmiarem liści. Soki zamiast do owoców roślina odprowadza do liści. Wiele osób i portali ogrodniczych radzi usuwanie liści poniżej zawiązanych owoców. Znalazłam jednak opinię, że liście najbliższe pomidorkom należy zostawić bo z nich owoce czerpią cukry. Wskazane jest również pozostawienie pierwszego liścia powyżej, żeby zapewnić cień dla grona pomidorków, które dojrzewa poniżej.

Usuwanie liści powinno wpłynąć na wielkość owoców i przyspieszenie zbiorów, natomiast może spowodować zmniejszenie ich liczby. Dzięki temu zabiegowi można również gęściej posadzić rośliny, dlatego, suma sumarum, ogólne zbiory mogą być większe.

pomidory i wilki

Poza tym, wycięcie części liści, zapewni większą cyrkulację powietrza w krzaku, co również wpływa na zmniejszenie ryzyka chorób.

Na pewno należy usuwać wszystkie liście, które dotykają ziemi, w ten sposób bowiem na rośliny przedostaje się najwięcej chorób. Od razu, usuwamy również liście pożółkłe, i te, które noszą na sobie oznaki choroby.

Usunięte, zdrowe liście możemy wykorzystać do przygotowania gnojówki, zostawić na ziemi lub po prostu wrzucić na kompost.

W tym roku po raz pierwszy, postaram się usuwać nadmiar liści na moich krzakach pomidorów i na koniec sezonu zdam relację z rezultatu.

Czuwaj!